Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec naszego grzechu i problemu, że przestaliśmy kierować własnym życiem." Stosunkowo łatwo przyznać się nam, że mamy problemy. Nawet bardzo chętnie narzekamy i sarkamy na rzeczywistość, która potrafi dla człowieka być przygniatająca. Gorzej jest może z grzechem, bo to wymaga uznania swojej winy. Łatwo jest powiedzieć mam problem z małżonkiem, dziećmi, brakiem pieniędzy, ludzkim chamstwem, ze światem po prostu - takim jakim jest, ale trudno nam przyznać, że mamy problemy ze sobą. Trudno nam odczepić się od innych i skoncentrować na sobie. Cóż - zawsze łatwiej bić się w cudzą pierś.
Przy pewnej jednak dozie autokrytycyzmu i umiejętności obiektywnego spojrzenia na swoje życie wielu ludzi potrafi powiedzieć: "moja wina - mój problem to ja". Myślę, że wielu słuchaczy, na pytanie, czy ma jakieś problemy, czy czuje się grzesznikiem – odpowie twierdząco.
Uznanie jednak, że jest się samemu dla siebie problemem nie jest istotą pierwszego Kroku. Istotą jest coś innego. Krok mówi o tym, że wobec tego problemu jesteśmy bezsilni. Uznanie, że ja mam problem, że ja mam grzech to fraszka w porównaniu z tym, że muszę wyznać to, że ja NIC nie mogę z tym zrobić, że to mnie przerasta, że ja się z tym nie mogę zmierzyć. Powiem kolokwialnie: "leżę i kwiczę".
Człowiekowi jest bardzo trudno uznać swoją słabość. Najczęściej mamy do czynienia z takim myśleniem: "Mam problem - to prawda, ale to minie. Wezmę się w garść, zmobilizuje, będę pracował nad sobą, postaram się bardziej, wytężę więcej sił, pojadę na rekolekcje - nawrócę się, od jutra, od Adwentu, od Nowego Roku." Z tego oczywiście nic nie wychodzi. Nie zmienia to jednak ludzkiego myślenia. Mówimy: "teraz nie wyszło, ale kiedyś przecież wyjdzie, uda się, powiedzie".
Jestem ciekaw czy ktoś ze słuchaczy zastawiał się nad pewnym paradoksalnym tekstem z Listu do Koryntian: "Kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny"? (2Kor 12,10b) To nie jest żaden poetycki zwrot - to konkret. W greckim oryginale jest to chyba lepiej wyrażone – dosłownie jest tam napisane: "kiedy jestem bez siły - wtedy jestem mocny". To nie sprzeczność - tylko ten może poprosić Boga o pomoc, kto naprawdę uzna, że nic nie może. Chciałbym, żebyśmy dobrze zrozumieli co znaczy słowo nic. Nic znaczy NIC! JEDYNA nasza siła to Bóg.
Warto w ten rekolekcyjny wieczór zadać sobie pytanie - co jest Twoim problem, co jest twoim grzechem, z czym sobie nie radzisz? Gdy odpowiesz sobie na to pytanie zadaj sobie drugie, które są sercem Pierwszego Kroku: "Czy uznałeś swoją bezsilność wobec tej sytuacji?"
Zapraszam słuchaczy do zastanowienia się nad Krokiem drugim: "2. Uwierzyliśmy, że Bóg może przywrócić nam zdrowie." Drugi krok pokazuje gdzie jest źródło naszego wyzwolenia. Nie własne siły, starania, wysiłki, inteligencja, wiedza, ale Bóg. Tylko On ma moc wyprowadzić nas z naszych upadków. Krok drugi to pytanie o naszą wiarę. Nie chodzi tu o wiarę w przeciwstawieniu do jakiejś formy ateizmu, ale pytanie jaka jest twoja wiara, albo lepiej - jaki jest ten Bóg w którego wierzę. Może się tu okazać, że ten Bóg to żaden Bóg tylko jakiś bożek, ktoś mały, słaby. Może się też pokazać inny obraz Boga - Bóg daleki, nieprzystępny - nie do wiary, by starał się nam pomóc. Albo jeszcze inny obraz - Bóg, który mówi dałem ci przykazania, powiedziałem ci jak żyć, to teraz się staraj. A jak się nie starasz, to znaczy, że nie jesteś nic wart.
Krok drugi to pytanie o nasz obraz Boga. Czy ten Bóg w którego wierzę może mi pomóc. Pracując nad tym pytaniem można dość do wniosku z jednej strony strasznego, ale potrzebnego i wyzwalającego, że Bóg w którego wierzyliśmy nie jest żadnym Bogiem, ale jakimś demonem, który zamiast nas budować wewnętrznie nas niszczy. To straszne, bo wali się wiara, ale potrzebne, bo taka wiara nic nie jest warta. I czasem trzeba coś obalić w gruzy, by na gruzach budować wiarę w Boga prawdziwego. A Bóg prawdziwy to Bóg objawiony przez Biblię, Bóg, który jest Miłością. Bóg, którego największy przymiot to miłosierdzie, Bóg, który jest mocny - mocniejszy i większy od największego nawet grzesznika, zdolny rozwiązać każdy problem.
Krok Drugi każe nam w czasie tych rekolekcji postawić pytanie - jaki jest mój konkretnie obraz Boga. Każe nam też prosić Boga, by nasza wiara opierała się na Bożym Objawieniu zawartym w Biblii. Dobrze jest wierzyć w Bogu, ale musi to być Bóg prawdziwy.
Przejdźmy do kroku trzeciego: "Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga." Co krok to problem. Bo jak powierzyć swoje życie Bogu skoro od najmłodszych, dziecinnych lat naszym pragnieniem jest robić wszystko samemu: "ja sam", "ja sama". A jeśli wchodzimy w jakieś relacje międzyosobowe to jakże dużo jest tam chęci dominowania, władzy. A tu nagle trzeba się komuś powierzyć? Uznać kogoś za mądrzejszego silniejszego?
Bardzo wielu ludzi krzyknie w duchu: "Nigdy". Nie wiem jaki to procent, ale na pewno wielu. Będą się modlić, będą chodzić do kościoła, śpiewać kolędy, przyjmować księdza po kolędzie, ale będą to ludzie nie-wie-rzą-cy. Wiara nie jest abstrakcyjną myślą, że "jest sobie Bóg", ale wiara to przechodzenie przez życie i trzymanie Boga za rękę.
Krok trzeci to także pytanie o obraz samego siebie. Możemy wierzyć w kochającego, świętego i mocnego Boga, ale jednocześnie nie wierzyć w siebie. Nie wierzyć w to, że jest się wartym miłości, że można przyjść do Boga z pustymi rękami i on nie odrzuci. Wielu ludzi ma bardzo małe poczucie swojej wartości. Myślą o sobie bardzo źle i traktują siebie bardzo źle. To niedobrze. Niech dotrze do nas myśl, że sam Bóg nas stworzył a nie producent jakiś bubli i byliśmy warci, by zapłacono za nas drogocenna Krwią Chrystusa. Nie jesteśmy byle kim - jesteśmy Dziećmi Boga, jesteśmy arystokracją świata.
Krok trzeci w czasie naszych rekolekcji każe nam zapytać siebie jaki jest w nas obraz nas samych - za kogo my siebie uważamy. Proponuję byśmy w domu znaleźli chwilę czasu, by spojrzeć w lustro, przypatrzeć się swojemu odbiciu i powiedzieć: "dziękuję Panie, żeś mnie tak cudownie stworzył." (por. Ps 139,14)
Krok czwarty to trzeźwe i obiektywne przypatrzenie się sobie: "4. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny." Zatem Krok czwarty to prawda. Prawda o naszym życiu i naszym problemie. To ponazywanie wszystkich naszych grzechów, to zobaczenie ich korzeni.
I znowu wielu ludzi boi się zagłębić w siebie. Z jednej strony to nie dziwne - to co zobaczymy w środku może nas przerazić. Jezusowe określenie - groby pobielane może odnosić się także do nas. Z drugiej jednak strony tłuczenie termometru nie likwiduje choroby, zamknięcie oczu nie zabija potwora, który stoi przed nami. Trzeba hartu ducha, by zmierzyć się ze sobą, ale jest to niezbędne, jest to konieczne. Nikt nikomu nie obiecywał, że praca nad sobą, że chrześcijańska formacja ma być łatwa. To pot krew i łzy.
Czwarty krok w czasie naszych rekolekcji każe nam zapytać siebie - czy chcemy poznać prawdę o sobie?
Powtórzmy na zakończenie te cztery kroki, które stanowiły punkt wyjścia w refleksji: 1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec naszego grzechu i problemu, że przestaliśmy kierować własnym życiem. 2. Uwierzyliśmy, że Bóg może przywrócić nam zdrowie. 3. Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga. 4. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.
Powtórzmy także pytania, na które warto szukać odpowiedzi. Jaki jest twój problem i grzech? Czy uznajesz wobec tych spraw swoją bezsilność? Jaki jest obraz Boga? Czy jest to Bóg Biblii czy demon? Jaki jest twój obraz samego siebie? Czy uznajesz siebie za godnego miłości? Czy uznajesz prawdę, że jesteś umiłowanym dzieckiem Boga?
|
|
|
|