Przez lata,bardzo zmieniło się moje pojmowanie krzywdy,zarówno tej której doznałam jak i tej którą sama zadawałam innym.Rozpoczynając swoją pracę nad krokiem 8,przy pierwszym podejściu miałam nie lada kłopoty.Mimo dobrych chęci i dużego zapału nie potrafiłam się dopatrzeć swojej winy.Przecież jestem taką łagodną osobą,kobietą która zawsze starała się wszystkim ułatwić i uprzyjemnić życie,kimś kto sam odejmował sobie od ust żeby zadowolić drugiego,żoną pełną wyrozumiałości,matką o najgorętszym sercu na świecie,przyjaciółką,która zawsze miała czas wysłuchać i dobra wolę żeby jak najlepiej poradzić.I tak dalej tak dalej...Gdzie tu jakaś moja wina?Co ja takiego zrobiłam żebym musiała się teraz kajać,przepraszać i zadośćuczyniać?Przecież jeśli już ktoś,to właśnie ja jestem tą która najbardziej cierpiała!Kto jak nie ja poświęcał się dla świata a świat jak mi się odpłacił?Kto jest teraz poraniony?Kto dostał najcięższą nauczkę?Kto płacze po nocach,rozpacza nad przegraną młodością,kto cierpi na niezrozumienie i samotność?To moje zdrowie jest nadwyrężone,to mnie zrywają koszmary w nocy,to ja krzyczę o zrozumienie i miłość!
Piłam bo życie było dla mnie zbyt trudne,bo nie potrafiłam się odnaleźć w trudnej
rzeczywistości,bo tak było łatwiej znieść codzienność.Nigdy nikogo nie skrzywdziłam celowo!Od młodych,hipissowskich czasów przyświecało mi hasło:"make love not war",to była moja dewiza,więc jakżebym miała krzywdzić bliźnich?
No nic nie mogłam wymyślić.Nic nie rozumiałam.Czułam,że gdzieś jest jakiś klucz do prawdy ale nie potrafiłam go znaleźć.Na samym początku postanowiłam bezwzględnie zaufać A-owcom i teraz musiałam uwierzyć,że się mylę,ze wciąż mam oczy zamknięte, nie potrafię spojrzeć na siebie "w prawdzie".Dowiedziałam się że potrzebuję więcej czasu, jeszcze nie jestem gotowa.
Nie było "Eureki".Zrozumienie przychodziło niewielkimi kroczkami.Powoli, z mityngu na mityng moje oczy otwierały się a moje serce wypełniał ból.Zaczęłam widzieć siebie oczami moich dzieci,próbowałam odczytać z pamięci ich oczekiwania,zobaczyłam siebie migającą się od obowiązków,usłyszałam swoje wykręty i kłamstwa,zobaczyłam ufne buzie które nic nie rozumiały ale bezwarunkowo kochały i brały garściami to co ja zechciałam im dać.Te strzępki mnie,kawałki poodrywane od całości,marne resztki pozostałe dzieciom z pijanej mamy.
Pamiętam doskonale jak na samym początku, mój ówczesny sponsor wysłuchując mojego użalania się nad sobą i ckliwego rozpamiętywania mojej wielkiej miłości do dzieci,z ironicznym uśmiechem zapytał mnie:-czy ty naprawdę tak je kochasz?Bo mnie się wydaje ze bardziej kochasz wódkę..- ...poczułam się jakbym dostała w twarz,niewiele brakowało żebym wstała i odeszła oburzona jego grubiaństwem.Coś mnie jednak powstrzymało,zalałam się łzami których nie mogłam opanować.Często wspominam tą chwilę,dziękując mu w sercu za ten "policzek".To był dobry początek..
I tak moje oczy otwierały się coraz szerzej a moje sumienie zaczęło przechodzić przeobrażenie.Zaczęłam dostrzegać swój egoizm i fałsz.Zrozumiałam ile bólu i strachu powodowało moje picie,ile rzeczy zostało bezpowrotnie zaprzepaszczonych,ile razy nie było mnie przy dzieciach gdy potrzebowały trzeźwej,normalnej mamy na której mogłyby polegać.Oparcia,zaufania i miłości bez których dziecko nie może się prawidłowo rozwijać.Coraz większa świadomość tego bolała mnie do żywego.Czy stały się rzeczy nieodwracalne?Mój Boże!Co ja narobiłam?..
Tu przyszedł czas na ciąg dalszy.Za radą przyjaciół postanowiłam zabrać się za oczyszczanie rumowiska.Tylko jak to zrobić? To nie to samo co oddać komuś ukradzione pieniądze,lub przyznać się do do fuszerki w pracy.Jak zadośćuczynić dzieciom które nawet nie zdają sobie sprawy z sytuacji? Na początek-szczerość.Już nie kłamać więcej! Rozmowa z nimi.Na tyle na ile mogłam wytłumaczyłam swoja chorobę,ogłosiłam swoją słabość,przeprosiłam moje dzieci za wszystkie chwile nieobecności,za krzyki i nerwy,za brak czasu i cierpliwości,za niesprawiedliwość i złośliwość.Zapewniłam o swoim wielkim żalu i jeszcze większej miłości.
Później-postanowienie:będę dla nich zawsze,wszędzie,o każdej porze i w każdej sytuacji.Nic,nigdy nie będzie ważniejszego od nich.Nikt już nigdy nie podda w wątpliwość mojego całkowitego oddania dzieciom!
Korzystając ze wszelkich możliwych metod wsparcia,realizowałam swój plan wobec nich.Grupy wsparcia,terapie,sesje indywidualne no i mityngi...Uczyłam się żyć bez alkoholu i być uczciwą matką.Dla mnie właśnie to było najważniejsze,bo zdawałam sobie sprawę,że swoim uzależnieniem najbardziej skrzywdziłam tych dwoje dla których byłam całym światem.Im teraz chciałam dać siebie jak najpełniej.
Z czasem zrobiłam listę osób które ucierpiały z powodu mojego alkoholizmu.Moje coraz wrażliwsze sumienie podsuwało mi coraz to nowe przypadki.Nie wszystkie postanowienia o zadośćuczynieniu zrealizowałam tak sumiennie jak(zdaje mi się) to pierwsze.Niektóre tylko częściowo,inne nadal czekają.Coś w środku się dobija i czasem aż krzyczy-zrób coś!Chociaż się przyznaj,przeproś! A dla mnie to nieraz tak trudne,że wydaje się niewykonalne.
Modlę się,żebym potrafiła kiedyś wyczyścić swoje sumienie,wymieść wszystkie brudy i stare śmieci.Ale również żebym znalazła gotowość do zadośćuczynienia,do zrobienia wszystkiego co mojej mocy aby móc sobie powiedzieć prosto w lustro-no,teraz masz czyste serce! Bez modlitwy,gorącej i żarliwej to jest dla mnie niewykonalne.Mam jednak wiarę,a z nią uda mi się kiedyś na pewno.
Marta.
Powrót
|
|
|
|